Obserwatorzy

środa, 27 lipca 2016

moje pierwsze Ultra

Złoty Maraton i moje pierwsze kroki w biegach górskich, początek wejścia na trasę ultra :-)
45 km, start i powrót do Lądka Zdrój, Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich. Biegłam z kolegą, który był wielkim wsparciem...
Przygotowania do biegu, to trały cały czas, potem tydzień przed starem odpowiednie jedzenie, dużo wody, najpierw białka, potem węglowodany, orzechy, migdały, mąka kasztanowa :-) Zero kawy, czarnej herbaty, alkoholu... Życie w reżimie, ale było warto.
Najgorsze te limity na drodze, ze trzeba się zmieścić, ze trzeba dobiec, bo wyklucza, bo coś tam coś tam... trochę nerwów i walki - jak to? przecież tak dobrze idzie, dobrze się czuję i ktoś będzie mi mówił, kiedy koniec? o nie! i biegłam, czasem wyrzucając z siebie płuca, żeby tylko zdarzyć... i tu się kłania brak doświadczenia... ale cóż zdobywa się je w boju, tak jak my  :-)Jestem bogatsza o 45 km doświadczeń, pięknych doświadczeń.
Zbiegi, podbiegi, marsz, galop, punkty kontrolne, punkty żywieniowe, woda, więcej wody... wszystko się działo...
Żywieniowo super byłam przygotowana, to jest fajne,z e już coś więcej wiem, ze baza jest dobra,z e można dalej pracować.
Dobrą decyzją był wcześniejszy przyjazd - zaaklimatyzowanie się, wycieczka w góry, możliwość poczucia klimatu, siła gór przeniknęła i było super :-)

I jak zwykle ten bieg, to droga, tysiące myśli, walka o każda minutę, walka z podbiegami, skrzydła uniesień na zbiegach... Piękny moment, kiedy w drodze czujesz, ze już to masz, ze jesteś blisko celu, ze chwila tylko i będzie lepiej, ze dajesz rade :-) niesamowite uczucie, które niesie :-)

Po drodze mijani ludzie, każdy w swoim tempem, skręcona kostka biegacza i jego walka o wynik, zmęczenie tych którzy biegli ponad 60 km i ich oczy uciekające gdzieś daleko, proszące o siłę... Pomagasz, mijasz, myślisz, walczysz...

Pytania - po co ja to robię i euforia jednak mogę, mieszanka skrajnych odczuć, łącznie z apatią, jak to? limit przekroczony? ze niby nie jest ok?  i dalsza walka żeby jednak to przejść, pomocna dłoń kolegi, woda uzupełniana na punktach, arbuz nigdy nie smakował tak cudnie...

I ten magiczny moment 30 + km, kiedy nagle wszystko się odwraca i siły przychodzą i masz siłę lecieć szybciej, dalej, bardziej, pęd do mety przed 9 km, kiedy mijasz innych, kiedy Ci lepsi zostają gdzieś w tyle, logicznie nierozwiązywalna zagdaka mnei samej :-)

Euforia mety, ostatnie 600 m jak bieg w endorfinach, gdy na mecie czeka Cię przyjazna dłoń, finisz, woda :-)
I tu o dziwo... były siły, to nie był mój limit, mogłam biec dalej.. jest przestrzeń, jest miejsce do zagospodarowania, 7 h i 11 min, mimo ze poza limitem, ale jednak zrobione
Wiem, co poprawić, gdzie są słabości, na co uważać, jaka jest baza... tak ten bieg, to baza na przyszłość.. teraz tylko rozważanie, nie oszaleć z emocji... i dalej iść swoją droga mimo podszeptów, niedowiarków i wątpiących...









środa, 13 lipca 2016

Blisko, coraz bliżej...

Wielkimi krokami zbliża się 23 lipiec - czas kiedy będę biegła Złoty Maraton w górach... za mną kilka biegów, lepszych, gorszych, spadki formy, jej wzrosty, kryzysy emocjonalne,,,ciągle pytania czy podołam...teraz już za dużo nie zmienię, można tylko budować siłę ducha... wyciszenie, spokój, koncentracja...i dieta...
Działam... cdn ;-)