Obserwatorzy

piątek, 20 stycznia 2017

jak to biegaliśmy z sercem :-)

Jutro minie tydzień, jak odbył się nasz Paint Run bieg , pierwszy z okazji WOŚP :-) Długo się zastanawiam czy pisać o tym i jak o tym pisać, ze fajnie, ze dobrze, ze miło, to jakby ciągle za mało, trudno zleżeć słowa, żeby to prawidłowo określić... Pisać exelowsko ile było ludzi, ze nagrody, ze medale, to jakby za mało i bezbarwnie.
że duża nauka dla nas, na kogo liczyć, gdzie szukać wsparcia, kto w ostatniej minucie przyjdzie i powycina serduszka, postoi na trasie i popilnuje zakręconych biegaczy, zrobi herbatę i zszyje zawieszki do medali... to tez chyba takie tylko dla nas, żeby naukę wyciągnąć
więc jak?
może tak...
Warto pomagać, warto zrobić krok do przodu i zrobić coś więcej, czasem może pod prąd, czasem może wbrew, ważne by w słusznym kierunku, tak myślę, z e dobro łączy, że tak powinno być...
Super było zobaczyć na trasie biegnących rodzinnie, dziadek, mama, dzieci, córkę z mama i kibicującego z oddali ojca, fajnie widzieć jak zakręcony kibic w ostatniej minucie wpada na start i krzyczy "ja też chcę" trzymając kurczowo numer startowy w ręce, by po biegu ukłonić się w pas i powiedzieć - "dziekuję Pani Iwono " :-)
Akcja, która zaczęła się o krok przed jej zakończeniem zgromadziła niesamowite osoby, różne i wspólne w jednym celu.

jest dobrze :-)



piątek, 13 stycznia 2017

zmarzlina

Piątek 13go jes super dniem, żeby opisać extra wydarzenie biegowe mego życia - Ełcka Zmarzlina :-)
Wszystko co się wydarzyło w trakcie i po, to jak magia, która czarodziejską różczką zmienia życie, warto dla tych wrażeń było spędzić ponad 11 godzin w marszobiegu i w mrozie, polecam! przeżycie co najmniej graniczy z katharsis :-)
Przygotowań było wiele, najwięcej jednak logistyczno - ubraniowo -żywieniowych, jak się ubrać, co zabrać ze sobą, co jeść i pic w trakcie. Test ubrania w dzień przed przy temperaturze - 15 wydawał się już wyczynem, psu śnieg zamarzał na brodzie, ja po kolana w śniegu testowałam wytrzymałość speed crossów, skarpet i stuptutów. 3 km testu a tyle wrażeń już, zdziwienie kierowców w ciepłych samochodach bezcenne a i tak klu weekendu było ciągle przede mną :-)

Konsultacje z Komandosem, wyposażenie bojowe od Komandosa, ostatnie rady ubraniowe i w drogę, zimno, coraz zimniej... temperatura spadała do - 28 i pierwszy dół był już przed startem kiedy z chłodnego autobusu wychodziło się na jeszcze większy chłód. Czy ja dam rade , jeśli już marznę, oczywiście ,ze nie dam rady, skrzyżowanie myśli ciemnych biło się z ciekawością. Na szczęście było słońce, słońce ratuje wszystko, mapy rozdane, start :-)
Tory kolejowe, las, grupy ludzi, które z każdym punktem coraz rzadziej rozsiewały się po mapie imprezy, gdzieś krzyżowały swoje drogi mniej lub bardziej zadziwione tym ,że czy biegniesz czy idziesz, dojść możesz do celu w tym samym czasie, tu oprócz kondycji liczyła się znajomość mapy, głowa, ryzyko pójścia na azymut prze łąki i krzaki... Widoki niepowtarzalne, czułam się jak zdobywca nowej Antarktydy, plecak z herbata był strzałem w dziesiątkę, rękawice babcine, wynalazkiem życia i rady doświadczonych bezcenne... i tu pokora kłaniała się w pas, cisza biła płatkami śniegu po nogach a lód iskrzył się na jeziorze....
Podziw wielki dla samotnych piechurów, którzy jakby celowo uciekali przed grupa snując swój plan dojścia do celu... twarze bezcenne...
I tak od punkty 1 do punktu 12 przemierzaliśmy szlak ciesząc się najpierw słońcem a potem walcząc z zapadającym zmrokiem i ciemnością... las nocą,,, super... nagle z białego pola wchodzisz w gesty ciemno zielony las i czujesz, jak przyroda przygniata ciszą...
Litery zdobywane na końcu łączyły się w alfabet dojścia do mety, śwaitła miasta kusiły ciepłem, grupki ludzi już wolnym marszem zbijały się w jedno torując czołówkami przejście do stanu błogiego spoczynku....
Herbata okazała się nektarem chwili, marsem można była zabić i uratować się przed chłodem, który tak na prawdę nie dokuczał... to moje odkrycie, 11 godzina na śniadaniu i 2 marsach i herbacie, mój rekord, ciało przestawiło się na efekt zmarzliny :-) łzy zamarzały soplami lodu w kącikach oczu, masło kokosowe walczyło z chłodem broniąc mnie przed lodem dnia... tysiące małych elementów składało się w całość, aby po ponad 11 godzina truchtem dotrzeć do mety kończąc swój bój z tym co najmniej lubię, zimnem, wygrałam!!!!

I w końcu osiągnęłam spokój, cudowne wypełnienie, w końcu brak niedosytu, w końcu jest to dobro które wypełnia, dodaje skrzydeł i otula spokojem... Jednak dużo można, człowiek, nawet ja mogę dużo...
Słuchając lepszych, słuchać rad, dobry towarzysz drogi, słońce, herbata, wiara i optymizm, to tak na prawdę doprowadziło mnie do ciepłej kawy na mecie :-)

A potem? A potem tylko lepiej :-) Bo jak określić telefon z gratulacjami od swego guru biegowego? bezcenne, i nic że są głosy,które próbują umniejszyć wydarzenie :-) Prawda kruszy lód.
Teraz czekam na Ultra Śledzia :-) i wypełniam czas przyjemnością biegania po śniegu, polecam!