Jedna sekunda i wszystko się zmienia…
Kąt widzenia teraźniejszości nagina się do przeszłości zakreślając
totalnie nieznaną przyszłość
Plany, marzenia, bo wszystko musi być określone, mieć swoją
datę, swój czas.. bo tak bezpiecznej, tak jest wygodniej
I tu nagle wszystko zamienia się w pesymistyczny znak
zapytanie
Co zrobiłam źle? I o dziwo odpowiedzi przychodzą bardziej
lub mniej chciane, moje, kogoś , inne, niepotrzebne, pogłębiające i te zimne
A wszystko było tak fajnie zaplanowane, rozpisany plan na styczeń,
rozpisany plan biegowy, porady jednego trenera, mało - drugiego, pilates, tempo,
prędkości , nowe ciuchy itd. itd… wyznaczony cel…
I wszystko nagle mgliście chwieje się w oddalającej się przeszłości
I w sumie coś, co miało być tylko hobby, stając się przerysowana
utratą, tempem domina wszystko burzy, nagle wszystko wydaje się czarne, a miało
być tylko przyjemnością
Fakt, ze nie zdążę z formą na końcówkę lutego, staje się dramatem
tygodnia…dziś widze jak to bardzo jest bez sensu, bo przecie z w sumie nie o to
chodzi
Zapętliłam się…upadek na twarz staje się zbawieniem, zimna
woda wylana na głowę, ocaleniem, jakimś przebudzeniem, mówiąc wprost – dostałam
po nosie J
Jałowe dywagacje, co dalej nagle znikają, dobrze obudzić się
w porę… wieczne kompleksy, że jestem słaba, że nie dość szybko biegam, że
ciagle gdzieś na końcu teraz wydają się śmieszne,,, zapętliłam się… stanęłam do
konkurencji nie wiem z kim i chciałam wygrać coś, nie wiem co… bo przecież tyle
fajnych biegów do zrobienia, bo te góry, które kuszą, bo te wyjazdy, ludzie… dorównać
im, gdzies ich spotkać, uchwycić w biegu… bez sensu
W pogoni za cyfra straciłam radość biegania, teraz to widzę…
Straciłam uważność życia, bliskość innych osób wokół mnie… pewnie
niektóre sprawy minął bezpowrotnie, rany się zagoją, może ktoś wybaczy nieobecność
przy porannej kawie…
Dwa tygodnie przymusowego slow okazuje się balsamem na
dusze, bo...są innej książki niż o bieganiu, bo można przeleżeć na kanapie oglądając
do późna kolejny film, w końcu wyprasować te stosy skrzętnie chowane na
strychu, upiec ciasto i po prostu pójść, pójść na spacer…
I tak kolejne dni grudnia domykają zmiany mego życia,
wszystko, totalnie wszystko zaczynam od nowa, i… sama tak wybrałam… po środku
nowego lądu z 40 tka na karku z jedna dużą asekuracją wiary kreślę w myślach
nowy plan
Czy coś zrobiłam źle w tym roku? Pewnie dużo tego było, ile
osob tyle opinii, ile zdarzeń, tyle możliwości…
Obiecuję sobie być bardziej uważną, być bliżej siebie z
otwartością na innych…
Warto się zatrzymać i zobaczyć, co mijamy
i...warto kupić sprężyny ;-)