Obserwatorzy

środa, 8 listopada 2017

Podsumowanie

    Dawno mnie tu nie było, czas wrócić do dobrych tradycji...
Regeneracja zakończona, przebiegnięte o poranku 5 km rozpoczyna kolejny rok biegowy
wszyscy coś podsumowują wiec może i ja?
    W tym roku mało startów w porównaniu z tym co było wcześniej, zero zawodów na 5,10 czy połówkę, jeden piękny matron w Rzymie z życiówka, w dobrym towarzystwie, o deszczu, w wiecznym mieście, marzenie się spełniło reszta to cudne Ultra :-) i wolontariat biegowy :-)
   A wszystko zaczęło się od Śledzia :-) zimą, na koniec karnawału, w puszczy, w pięknych okolicznościach przyrody, nocleg w monastyrze, bieg na metę, gdyż o dziwo jesteśmy spóźnieni, a potem tylko fajna przygoda, która uczy dużo.
   Kwietniowy support w Łodzi, chłopaki biegną 12 godzinny bieg, ciągle jeszcze z otwartymi szeroko źrenicami podziwiam...większość ekipy, to vege, co potwierdza, że można bez słoniny być herosem ;-) i... jakby tu ująć ...Julek jednak dialoguje :-)
   Majowe 70 km na Podkarpackim, i tu jest bajka :-) dawno nie cieszyłam się tak biegiem, totalna wolność, pierwszy długi bieg sama na sama ze sobą, ja i przyroda, czasem człowiek, który potrzebuje dialogu non stop...a ja? a ja nie lubię.. taki fakt :-) wolę ciszę lub czasem rzucone zdanie...Tu się popłakałam 2 razy :-) w połowie trasy, gdy zobaczyłam, że jest dobrze i na mecie :-) duże wsparcie innych w trakacie, endo pod tym względem jest fajne, telefony i tylko endorfiny radnosci... :-)
   Ultra Mazury - zapisąłm się trochę na wariata, bo jak to można ocenic inaczej? małe doświadczenie w biegach długich i już 100tka :-) ale co tam, raz się żyje ;-) strart przed świtem, pierwsze 20 km nocą i też sama mijamy się, rozmawiamy, niektórzy mnie ignoruj, niektórzy sie ciesza, 80 km okazało się kryzysem, wtedy zaczęłam dotykac swoich granic, no ale dałam rade, jak teraz o tym pomyęlę, to chyba sama nad sobą się rozczulam :-) ja na mecie, gdy ciało jest jednym bólem i jedna euforią... jednak można, można wiecej i dalej, tylko trzeba sobie na to zapracować...
   Łemko...70 km... od pewnego czasu wyczekiwane i impreza roku... tym razem inny klimat i to nie tylko że brak błota, biegłam juz tylko na pamięci mięśniowej, bo zmęczona rokiem, miałam długą przerwe przed, i... zrobiłam to szybciej niż sadziąlm:-) choć pewnie można było lepiej, nawet wiem gdzie, ten pusty, samotny las, gdy scieżki wiły się za prosto i za płasko...
  2017 to też WOŚP, Pomóż Biegiem Miss Run, Reso, Maraton Wigry, Predathlon...konferencja biegowa... dobrze jest widzieć też radość innych, gdy wbijają się w ramiona szczęśliwi ukończeniem, czasem ku zaskoczeniu ;-) bonus dla życia bezcenny...
    I pamiętam ten czas sprzed roku, gdy w gronie, o dziwo najbliższym krążyły spekulacje, jak to jest słabo ze mną, jak to porywam się z motyką, jak to Ultra nie jest dla mnie...chyba zawsze będę to pamiętać... bo wszystko potem jest tylko dowodem, że trzeba robić swoje, iść za marzeniem, swoim, choćby inni pukali się w głowę, ocenaili i nic z tego nie rozumieli, życie jest tylko jedno, kruchy, piekny dar, warto je przeżyc po swojemu, czasem pod prąd, ale zawsze w zgodzie z sobą...
od września klarował się now etap, już świta, jest Fundacja "Kierunek Ultra" jest plan na 2018 i choć wiem, że znowu pod prąd zadziałam, to wiem, że kierunek słuszny...Ultra :-)