Obserwatorzy

piątek, 29 grudnia 2017

zatrzymanie


Jedna sekunda i wszystko się zmienia…

Kąt widzenia teraźniejszości nagina się do przeszłości zakreślając totalnie nieznaną przyszłość

Plany, marzenia, bo wszystko musi być określone, mieć swoją datę, swój czas.. bo tak bezpiecznej, tak jest wygodniej

I tu nagle wszystko zamienia się w pesymistyczny znak zapytanie

Co zrobiłam źle? I o dziwo odpowiedzi przychodzą bardziej lub mniej chciane, moje, kogoś , inne, niepotrzebne, pogłębiające i te zimne

A wszystko było tak fajnie zaplanowane, rozpisany plan na styczeń, rozpisany plan biegowy, porady jednego trenera, mało - drugiego, pilates, tempo, prędkości , nowe ciuchy itd. itd… wyznaczony cel…

I wszystko nagle mgliście chwieje się w oddalającej się przeszłości

I w sumie coś, co miało być tylko hobby, stając się przerysowana utratą, tempem domina wszystko burzy, nagle wszystko wydaje się czarne, a miało być tylko przyjemnością

Fakt, ze nie zdążę z formą na końcówkę lutego, staje się dramatem tygodnia…dziś widze jak to bardzo jest bez sensu, bo przecie z w sumie nie o to chodzi

Zapętliłam się…upadek na twarz staje się zbawieniem, zimna woda wylana na głowę, ocaleniem, jakimś przebudzeniem, mówiąc wprost – dostałam po nosie J

Jałowe dywagacje, co dalej nagle znikają, dobrze obudzić się w porę… wieczne kompleksy, że jestem słaba, że nie dość szybko biegam, że ciagle gdzieś na końcu teraz wydają się śmieszne,,, zapętliłam się… stanęłam do konkurencji nie wiem z kim i chciałam wygrać coś, nie wiem co… bo przecież tyle fajnych biegów do zrobienia, bo te góry, które kuszą, bo te wyjazdy, ludzie… dorównać im, gdzies ich spotkać, uchwycić w biegu… bez sensu

W pogoni za cyfra straciłam radość biegania, teraz to widzę…

Straciłam uważność życia, bliskość innych osób wokół mnie… pewnie niektóre sprawy minął bezpowrotnie, rany się zagoją, może ktoś wybaczy nieobecność przy porannej kawie…

Dwa tygodnie przymusowego slow okazuje się balsamem na dusze, bo...są innej książki niż o bieganiu, bo można przeleżeć na kanapie oglądając do późna kolejny film, w końcu wyprasować te stosy skrzętnie chowane na strychu, upiec ciasto i po prostu pójść, pójść na spacer…

I tak kolejne dni grudnia domykają zmiany mego życia, wszystko, totalnie wszystko zaczynam od nowa, i… sama tak wybrałam… po środku nowego lądu z 40 tka na karku z jedna dużą asekuracją wiary kreślę w myślach nowy plan

Czy coś zrobiłam źle w tym roku? Pewnie dużo tego było, ile osob tyle opinii, ile zdarzeń, tyle możliwości…

Obiecuję sobie być bardziej uważną, być bliżej siebie z otwartością na innych…

Warto się zatrzymać i zobaczyć, co mijamy

i...warto kupić sprężyny ;-)

czwartek, 21 grudnia 2017

czekanie...

dzień pełen pozytywnych emocji, czy po prostu przesilenie zimowe, które spać nie daje, krążące myśli wokół jednej osi wybijają ze snu...
Wierzę, że kurz już opadał i można zacząć normalne życie... czekanie przewaliło się w nowe działanie, warto czasem czekać, pozwolić by czas płyną i z każdą minutą wyraźniej pokazał właściwy kierunek, czekanie trzeba też czymś wypełnić, by pustką nie wiało i nie było miarą straconego czasu...
dzieje się, w głowie przypływy i odpływy, zmienny tryb dnia, odbija się nowym, nowym kształtem, nowym poznaniem, nowym odkryciem i choć przecież wszystko znane, ustalone, wybrane, z każdą minutą nabiera nowej barwy
nigdy nie sądziłam, że mały krok o tempie bardzo średnim zaprowadzi mnie tu, gdzie jestem...
bo przecież wszystko budowane było na stale, na zawsze, na do końca...
zmienne koleje losu? po prostu zmiana kierunku, mikro odchylenie od osi schematu prowadzi w nową stronę...
i wtedy już drogi się mijają, one nawet nie spotykają się, gdyż jak? idą uparcie przed siebie, rozbijają schemat i przyzwyczajenie...
nowe....
ciężar wbitego kija w mrowisko czuć było, nie skupiać się na tym, przetrwać, nadać myślom kształt, odrzucić oczekiwania wielu , ukryć się, by stworzyć coś swojego, bez wpływu, nacisku...
zawsze myślałam komiwojażer ze mnie... ale nie, to podróż... piękna podróż, gdy swoimi decyzjami kreśli się przystanek i nadaje tempo zdarzeniom...
Teraz to tylko utrzymać, nadać kształt marzeniom, pozwolić im  rozwinąć skrzydła, otwierać na świat w kolejności właściwej... ostrożnie robić swoje...
rzucone pytanie w Kosmos przychodzi zaskakującą, szybką odpowiedzią, szczęście czy nagroda?
kilka lat, dodatkowe kilometry i jest się w całkowicie innym miejscu...
szczęściara ze mnie, gdyż poziom endorfin spokojnych spać nie daje, przebierają nogami czekając na otwarcie drzwi... jeszcze trochę i znowu popędzą ku wiośnie :-)
I tak można mnożyć zachwyt na życiem rzucając kolejne przykłady, jak to ręka wyciągnięta po marzenia obdarowana zostaje obficie... tu i teraz, ze świadomością, że dziś jest tylko częścią całości...
brak snu miarą cierpliwości?


tak, każdy ma swój maraton ;-)