Obserwatorzy

poniedziałek, 31 października 2016

roztrenowanie

Niektórzy twierdza ,że ten czas ma trwać ok 10 dni, inni, ze dłużej, inni że krócej... Ja sobie z lekka truchtam, czasem kijki, czasem nic, zbieram myśli, robię porządek, przysłuchuje się rożnym opiniom, co dalej, jak teraz, co następne... Czas "I hate running" minął, teraz oswajamy się z tematem na nowo, jeszcze tydzień temu nie mogłam oglądać czasopism trialowych, dziś przejrzałam Ultra :-)
czy jest poprawa? pewnie tak...
Czasem zastanawiam się, co na tym detoksie się wydarzy, czy coś się zmieni, czyj się zmienię, zmiany już zachodzą... choć strach przed nowym jest, dziwne uczucie....
Pozwolić sobie na wolność i dać ją innym... to teraz chyba taki czas...




piątek, 28 października 2016

jesteś

Gdzieś jesteś na skraju dnia i nocy
Czekasz z otwartymi ramionami w nieładzie
Dzień się Ciebie nie ima
Noc ucieka ukradkiem
Jesteś
Bywasz
Pojawiasz się
Czy będziesz
Chmura mgły spowiła przyszłość
Zamyka się cieniem nadchodzącej jesieni
Lato zmarło na gałęzi jeziora
Już dni dzielą kolejne spotkania
Godziny wydłużają się w kosmiczne czekanie
Przestać czekać
Bo jesteś

Gdzieś jesteś…

a wieczorem powstają słowa...

Słowa groszkiem rozrzucone po kartce
Toczą się potokiem myśli tajemnej
Zrywają się i uciekają w głębinie tajemnic ludzkich
Rozproszą i spadną
Słowa, myśli nieposkładane, zamknięte w odmęcie liter nieprzebranych
Poukładać, pozbierać, poruszyć
A może pozwolić biec ku zdaniu bez kropki
Ku pytaniu bez odpowiedzi
Zakończyć myśl wykrzyknikiem
I odpocząć przy pauzie?
Słowa.... biegnąc krzyczą ku życiu
Powstać nowym bytem
Zanurzyć się w wielokropkach
Odpowiedzieć na pytania
Lub zamilknąć przy urwanej myśli
U mnie płyną, płyną
Zderzają się samogłoskami i czekają czystego powietrza,
By usłyszeć odpowiedź rzeczywistości
Szaleństwo...
Czy tylko potok samotności

Odbija się słowem niepisanym?

czwartek, 27 października 2016

spcer po książkę

rozlał się monologiem czy może dialogiem samej z sobą; czemu tak jest? prawidłowości szukam,czy to emocje po, ulewają się lawa strumieni po stronach niezapisanych, skąd ta potrzeba wewnętrznej rozmowy na tematy nie wiedzieć skąd przybyłe, bo jak określi coś, co bladzi po głowie rozlane szarym dniem
coś napływa i wylewa się się, co to jest? szaleństwo, katharsis czy tylko potrzeba rozmowy wiec z potrzeby szybkiej rozmawiam z sobą
cedzę myśli, planuje kroki, rozważam działania, wspinam się w domysłach, co będzie za rogiem kolejnego dnia, krążę nad ulica sputnikiem oczekiwania na w końcu postanowioną pewność,
oprzeć się, być pewnym , odetchnąć, odpocząć , choć na chwile zasnąć bez domysłów
w błogim śnie pewności jutra odsłonić radość kolejnych dni
czekanie
nigdy czekanie nie było tak spokoje, ukradkiem przyjdzie, uchwycić ten moment, kiedy można będzie odetchną w chwili pewności kilku dni, może dnia
szukam w książce kierunku, który wyrówna amplitudy zdarzeń i zaprowadzi spowolnienie w niechybnie biegnących niespodziankach losu
już wystarczy

zamknięcie

Wszystko się dopina i domyka, taki czas, liczony do Łemko i od Łemko własnie zwalnia, wskazówki zamierają, zmieniamy zegarek...
Łemko... wyczekane, wypracowane w moim poczuciu było porażka ogromną, porażka mnie samej, porażka emocji, oczekiwań, głowy, za tym poszła reszta.
i
Łemko...wyczekane, wypracowane druga mnie ocenia jako piękną wyprawę, która dużo nauczyła, trzeba było dźwigać się z popiołów, choć tu raczej z błota i budować się na nowo, nowe siły, nowa ja, nowe przekonania i nastawienie do tego co jest i było
I jak zawsze sobie powtarzam, to nie w człowieku pokładaj nadzieję, i jak często to mnie gubi, prowadzi na manowce emocji, rozdźwięku, dysonansu, rozczarowania... Oczekiwania, że będą, że pomogą, że są w zasięgu ręki, niepisane, niewypowiedziane, choć wydaje się, że duszą wykrzyczane i oczami przekazane... oczekiwania gubią, mnie rozrzuciły w pył nieistnienia...
deszcz, marsz, bieg, błoto, górki, podejścia, piękny zbieg i ta płaska gdy tracisz z oczu tych co obiecali być... i zaczyna się, zacinana deszczem ulewa łez rozbija głowę na kawałki, 19 km i już nic ci się nie chce, wiesz, że jest źle, bo zimno, bo sama, bo jak to? bo miało być inaczej? widzę tylko, rzeczy źle zrobione, uciekają plusy, wielka fala smutku zlewa siłę i logiczne myślenie.
zupa rozlewa się krzykiem rozczarowania, bolesny bunt przeciwko temu, co się zdarzyło
a przecież, jak teraz na to patrze to mogło... dlaczego oczekuję? dlaczego ciągle oczekuję?
a tu po prostu trzeba iść, robić swoje, po prostu iść, przestać czekać, rozglądać się...
zamknąć głowę w samotności odosobnienia, umieć żyć wśród ludzi i w samotności, połączyć te dwa światy i móc wytrwać marsz życia... I to jest chyba ULTRA, ciągle daleko mi do tego...
Dalsza droga to walka, mało co z niej pamiętam, oprócz błota, mijania ludzi, kałuż, pomocnej dłoni, jednej , drugiej...dzikiego finiszu, w którym połykaliśmy jak szaleni pozostałych biegaczy i w końcu asfalt, który był nadzieja mety, zdążyć przed czołówka, zdążyć przed zmrokiem, w końcu zdjąć z siebie błoto i usiąść
radość mety, ogromne łzy, płacz, uściski, udało się, wyrwane zostało paszczy słabości, paszczy upadku
i choć inni maja inne zdanie, czy to w obliczy samej siebie ma jakieś znaczenie? brutalnie rzecz ujmując dla mnie nie, bo to przed sobą się spowiadam, przed sobą robię rachunek sumienia i walczę o każde dni, sama...
a tak na prawdę nie było i nie jest źle, bo bieg wykonany, choć nowicjusz sponiewierany, to jednak przeżył
ktoś musi być ostatni w drużynie...
powroty... powrót do rzeczywiści trwa, ciągnie się, ma rożne etapy, etap znienawidzenia butów i biegania już za mną, teraz oswajamy się na nowo... ile to potrwa, nie wiem, chce by przyszła tęsknota... nic na siłę, bez przymuszania, na spokojnie
bieg zmieszał się z życiem, które nie każdy rozumie, nie musi... tam tez trwa walka o metę...
obserwacja dnia codziennego, gdzie wszystko jest za głośne trwa...






środa, 19 października 2016

kierunek Łemkowyna

I już chyba nie da się nic więcej zrobić, teraz tylko dobrać ubiór, ciągle pamiętać o nawodnianiu, węglowodany, wyspać się...niby nic, a ciągle coś
forma okaże się w sobotę
ekscytacja, wyczekiwanie, czas mierzony po i przed Łemko
znajomi, przyjaciele, rodzina, praca, wszystko podporządkowane tej sobocie...
szaleństwo? zapewne :-) czy zdrowe? moim zdaniem tak, choć o zatracenie łatwo... już szukam kolejnych wyzwań, już szukam kolejnego celu, czemu, dlaczego? nienasycenie? głód życia? ucieczka? czy po prostu taki rodzaj człowieka, który myśli o kilku celach na raz... i ciągle jest w niedoczasie...
Jedziemy ekipą, każdy przeżywa na swój sposób, dla każdego to nowe wyzwanie, a dla nas wszystkich nowa przygoda, bycie ze sobą.. co przyniesie? poznamy się na nowo, z innej strony, pewnie bardziej...czy to bardziej będzie spajało, wierzę, że tak...
myśli, rozmowy, dywagacje, stroje, zakupy...
zapomnieć, jechać, zanurzyć się w inny świat i wrócić ukształtowanym na nowo...
taki cel






wtorek, 11 października 2016

krótki raport

jest dobrze :-)
4.30 pobudka, 5.30 bieg, ok 8 km w WPK jak na mnie tempem bardzo dobrym, przy zmęczeniu, lekkich górkach jest dobrze :-)
Towarzystwo super :-)
rzeczy się klarują, warto iść swoja drogą, być wiernym sobie swoim ideałom, to wraca, wraca taka mocą, które chmury rozprasza i tworzy nowe pomysły, kiełkuje przestrzenią :-)
czyż życie nie jest pięknym darem?
I just can't get enough :-)

nowe rozdanie :-) droga wybrana :-) perspektywa co najmniej radosna :-)



poniedziałek, 10 października 2016

radość wybiegania

Niedzielny poranek, lekko mglisty, lekko wilgotny, przyjemna temperatura startująca od 7 stopni, piękny Wigierski Park Krajobrazowy i silnie zmotywowana na luzie grupa PaintRun - moja grupa biegowa :-) - czego chcieć więcej?
Start o 7ej, przygotowania do Łemkowyna Ultra Trial, chyba już raczej końcowe, bo 22go października start.
I jak dla mnie szybki początek, ale potem to już pięknie spokojniej, choć czasy super :-) Dziewczyny towarzyszące nam przez kilka kilometrów,a potem męska załoga i ja, szaleństwo :-) na szczęście nie byłam sama, krajobraz mienił się tęcza liści, górki, dolinki, wzniesienia, podbiegi, jeziora, przebłyski słońca, pięknie, efekt Bieszczad złapany! Atmosfera cudna, wszyscy uśmiechnięci, zrelaksowani, w cudnych humorach, grupa zgrana acz rożna jak góry ;-) Dowcipy, podbiegi, żarty, wymiana kurtek na sucha XL, plany na przyszłość, wspólne zdjęcia, pytania - a gdzie byliśmy rok temu? :-)
miło...
tak lubię
Luz, radość, bieg, kontakt, oddech... meta, herbata, kawa, czekający ludzi, rozmowa, można biec dalej... taka myśl.. i w końcu wracamy, naładowani, radości, podparci sobą, z hasłem to do wtorku :-)
Bieganie otworzyło tyle nowych dróg, czuję się, z e jestem na rondzie, trochę krążę w kółko, bo jak wybrać drogę pomiędzy atrakcyjną a atrakcyjną? :-)
Sobota 22gi będzie pewnie uwieńczeniem wszystkiego, zakręty się wyprostują, gromadzona energia znajdzie ujście, decyzje podsuną myśli... i znowu spokojnie można myśleć o kolejnych planach...
ponoć nie ciesze się długo sukcesem, metą, hmm... może... a może po prostu głód doznań, pcha w nowe starty? a przecież lubię usiać przy kominku, z winkiem i porobić NIC... hm...




I tak na koniec - tu myśl kolegi, który szyfruje zawsze wzrokiem moje notatki, gdzie myśli przelewane łączą się z marzeniami, aby każdy dzień zamykać zdjęciem swoich bazgrołów, bo coś w nich może jest, a jest? oprócz atramentu i symboli?

wtorek, 4 października 2016

krótki meldunek

Meldunek chyba dla siebie samej :-) potruchtałam z lekka wczoraj, plan zrealizowany, radość jest, strach tez był, bo nocą i od dawien dawna sama, ale jest! udało się nałożyć buty i biec mimo wiatru ...
Potwierdza to, jak bardzo potrzebne jest też zatrzymanie w biegu, w życiu, przemyśleć, odpocząć, odpuścić...
Siła woli odrzucić, to co tłamsi i spycha w dziurę nieistnienia...
za oknem pada i wieje... czas zmian i oczyszczania, tak by rzekła moja przyjaciółka...pewnie coś w tym jest, jesienią nostalgia otwiera zakamarki naszej duszy i pandorą wypuszcza, to co chowamy...
Więc przyglądajmy się temu, naprawiajmy, niech się rany zabliźniają...
Jesiennych marzeń tysiąc...
jedno z nich nabiera urealnienia, zapisałam się na bieg Ultra Mazury - 100 km...pewnie jest to oznaką czegoś, dla niektórych szaleństwa, a dla mnie? dla mnie to chyba cel, doświadczanie siebie...przygoda, przesuwanie granic a może po prostu nadzieja,że na tej długiej drodze spotka się wreszcie kogoś z tej właściwej gliny...


w słońcu siła

Jest! przyszła! Wyspała się i przyszła :-) chęć biegania :-) przyszła ze słońcem, dobra kawą i wietrzną pogoda, która chmury rozmyła i przyniosła kojące zmiany :-)
jeszcze nie biegałam, bo spałam długo, ale wtorek jeszcze trwa i pewnie z małe 5 km dziś zrobię, taki plan :-)
Warto jednak poddać się temu, co mówi nasze ciało, rozum i serce, poddać się czyli wsłuchać i wybrać, iść za tym... Potrzeba wolności rozpycha się przestrzenią i biegnie, teraz  już biegnie, i wiem, że klatka nie dla mnie, wolność jak prawda, potrzebuje skrzydeł, by żyć i dawać radość, inaczej nie umiem, nie mogę, inaczej życia brak... taki defekt :-)
a więc łapmy słońce!
ja dziś z Florens i w nowych okularach, gotowam :-)



poniedziałek, 3 października 2016

nowy cel

Chyba, nawet na pewno, nie mam siły wracać do przeszłości, za szybko mija, zmiana jest każdy dzień, każda myśl przynosi coś nowego...a każde wydarzenie może odwrócić świat o 180 stopni... taki to dziwny czas... Ciekawe, czy każdy tak ma, czy tylko u mnie ucieka on szybkością  "nie mego" biegu... I gdy już wydaje się, że kawałki układanki złożone w całość, pojawia się ktoś/coś, kto tę misterną konstrukcje burzy i na nowo feniksem trzeba powstawać i układać, to samo, inne, czasem na nowo lub od początku...
Biegi, treningi, przygotowanie do kolejnego biegu, tym razem Łut 48... Bieszczady
Moje zmęczenie sięga już chyba zenitu, trzymanie kilometrów 40 - 45 km/ tydzień, plus dodatkowe ćwiczenia, zwalają ciało z nóg, sił już brak... jeszcze tylko tydzień, jeszcze tylko dwa...i zmniejszamy kilometry a za trzy już wszystko będzie historią... I tylko jeszcze nie wiem, czy to ciało słabnie z przepracowania, czy emocje duszą energie i wolnym ptakiem nie pozwalają płynąć, kryzysy, rozczarowania, wolne tempo, 20 km pokonanych ślimaczym tempem odbija się czkawką na świadomości tego, co czeka...
Trzy tygodnie, w których się jeszcze tyle wydarzy, tyle przeleje, tyle wybiega, wypłacze, zwątpi i zawalczy.... Wzrok skupiony na mnie kamieniem obciąża plecy... Wybory... decyzje... plany... niby tylko bieg, bieg dla siebie samej, ale już jest inaczej... Dlaczego zawsze w myśli kieruję się ucieczką w samotność, w nowe, dlaczego budowanie nowego ze strzępków starego jest tak dla mnie trudne? A może tak trzeba, rzucić, porzucić, wyrzucić i zbudować nowe... Nowa strategię na bieg, nową strategię na życie, w oparciu o... właśnie o co...?
Dziś odpoczywam, poniedziałkowo gromadzę myśli, nowe rozdanie.... czy można coś kochać i jednocześnie nie lubić?
 Czy stać mnie jutro na poranny bieg o świcie? Czy te kilkanaście godzin dzisiejszego dnia będzie odpowiedzią na jutro?
Wielkim plusem tego wszystkiego jest poznawania siebie, swoich słabości, błędów, potrzeb, prawdą jest fakt, że tylko przy przekroczeniu granic, poznajesz swój limit, boleśnie zazwyczaj, lecz wierzę, że w pewnym stopniu na stałe, gdyż tylko niektóre granice można przesunąć, zburzyć i zbudować czas na nowo...
A teraz pustkę zgliszczy świadomości trzeb napełnić czymś dobry... czymś tylko dla siebie, kawa i muzyka?
Tak poproszę, w bardzo wolnym tempie..