Obserwatorzy

piątek, 25 marca 2016

Post, detox..coś nowego

   Dziś z wolna kończę swój prawie 40 dniowy detox - post wg program SPELTA VITAE :-)
Niezły czas, nie sądziłam, ze go przeżyje ;-) Duże opory miałam jak do niego podchodziłam, bo miałam nie jeść 3 x w tygodniu, a przecież ja jem jak smok!!! :-) dużo i namiętnie :-) i przecież biegam wiec potrzebuję energii, więc jak? ale co tam? Kto jak nie my, rzekła przyjaciółka i klamka zapadła :-) jadłam chyba 4/7 tego co zawsze w tygodniu, może nawet mniej, ale jest dużo plusów i to ogromnych. Kawę zastąpiłam kawa orkiszową, do minimum ograniczyłam czarna herbatę,a za to pojawiały się herbaty ziołowe, owocowe, nowe smaki. Tu odkryciem dla mnie była lukrecja, dodawałam do gotującej się kawy i dawała przyjemną słodycz. Do tego beltram i galganat, kilka goździków, cynamon i kawa była gotowa :-) 
   Poranki rozpoczynałam przegotowaną ciepłą wodą z odrobina soli, sody i cytryna, odkwaszałam organizm :-)
   Na stole oprócz kaszy, ryżu pojawił się orkisz, grysik, makaron, ziarno lub po prostu mąką z której robiłam nowe rzeczy, do tego warzywa gotowane lub duszone i było ok :-) i wszędzie ten beltram z galgantem, ogrzewa organizm, super do dań orkiszowych. Stałym punktem był też imbir, którego korzeń dodaję już teraz do każdego ciepłego napoju.
   No i zero słodyczy... czasem home made dżem do ryżu, jak już bardzo chciałam, raz wypiłam czekoladę gorzką...i .. więcej grzechów nie pamiętam :-) Oczywiście zero alkoholu, kolorowych napojów itd... Ograniczona ilość mleka i produktów mlecznych, pszenicy...
Jak już mogłam jeść, to ech... dawno tak nie smakowało mi jedzenie :-) każdy kęs smakował 2 x bardziej niż zawsze, jakbym odkrywała nowe smaki, poranki po głodówce były super :-)
   A do tego biegłam, w sumie jak zawsze, tylko dni poprzestawiałam, ale dałam rade biegać 3 x w tygodniu 10, 8 czy 20 km w weekend :-) i tu byłam w szoku, bo nie sadziłam, ze dam rade, zawsze po 3 km miałam kryzys, że "dziś to krócej, bo paliwa brak" ale potem włączał się piaty bieg i z radością biegłam dalej, miłe uczucie, pokonywanie swoich granic, głównie tych w głowie, ale tyle ich mam,,,,
Były tez i takie okresy, że nie biegałam, ale to bardziej z lenistwa niż z głodu, 2 upadki na lodzie, rozcięty nos, zbite kolano, było wesoło jak nigdy, ale za to całkowicie nie chorowałam, nic, nawet zero kataru, zdrowe zatoki, żadnej grypy, czy osłabienia. 
Do tego joga 2 razy w tygodniu i było dobrze, i jest dobrze, jestem gotowa na nowy sezon, na nowe bieganie, na nowe trasy :-) 
   Ten czas, to tez fajny czas przemyśleń, marzenia nabierają kształtów, klarują się niejasności, klarują się relacje, coś odchodzi, coś przychodzi.. takie trochę stawanie w prawdzie...i duża dawka wewnętrznego spokoju i siły...
   Teraz zostało tylko ułożyć sobie plan na pierwszy trudny bieg jaki mnie czeka w lipcu i reszta jest ok, po drodze coś tam jeszcze będzie, nie mniej jednak miła perspektywa... 
Wiosna, chce się żyć :-) Od niedzieli begam intensywniej ;-)



1 komentarz:

  1. Fajnie się czyta o czyjejś walce z sobą...trudniej samej się zabrać :) Ale przynajmniej wiadomo, że się da...jeśli tylko się chce. Moim celem jest przebiec półmaraton, ale po 12. kilometrze umieram ze zmęczenia. Gdy czytam o Twoich dystansach, wzdycham tylko... Alee, zaraz idę na trening! Będę tu zaglądać, żeby "ukraść" trochę Twojej energii :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń