Obserwatorzy

wtorek, 23 sierpnia 2016

kolejny maraton za mną

20 sierpień i kolejne prawie 42 km są już przeszłością...
Kolejna długa lekcja nie tylko biegania ale tez i siebie, swoich potrzeb i możliwości...
Po pierwszych 2-4 km już wiedziałam, ze słabo nawodniłam swój organizm...to ze pogoda jest przez cały tydzień deszczowa nie oznacza, jak się okazuje, ze przed maratonem nie potrzebuje wypić tych 2 l wody dziennie, a nie piłam , no i zemściło się, dreszcze, na szczęście rozpoznawalne już, i  z wolna ogarniane
A potem... jak mi dobrze tak biec samej , swoim rytmem, swoim tempem, jest ok, cisza , ja i bieg, ja i natura, km za km, równo, spokojnie, czasem coś boli, ale przechodzi, czasem za dużo słońca i za dużo asfaltu, ale to tez przechodzi...
Planów w głowie wiele, każdy dotyczy innej sfery życia, jest radość, są przemyślenia, jest dobrze, trzymam się planu
i tu nagle... ups! nie pamiętam który to km,na pewno po 25...nagle płasko, długa szutrowa droga w lesie, ciągnie se niemiłosiernie... jest nudna, długa i rany jaka samotna... i wtedy ja - przekonana o tym jak dobrze mi samej, jaki to ze mnie pustelnik, okazuje się, ze właśnie mi teraz brakuje drugiej osoby, wsparcia, dodatkowego skrzydła, energii.. zdziwienie...
I właśnie, to co tak usilnie wypierałam z siebie, przyszło taka ogromna siła, i to ona mnie powaliła, nie ból, nie brak siły, tylko brak drugiej osoby u boku,,, ta pustka...
I te wszystkie nie wiadomo skąd myśli, po co mi to? czemu biegnę? przecież wiem, że to przebiegnę wiec po co tak się męczę? Walka samej ze sobą, jak tu przekonać siebie, ze warto, ze po coś to jest, jak już jesteś na tym etapie to dobiegnij, ukończ, zrób to... dialog myśli wszelakich...
Czekałam zbiegu jak zbawienia, bo wiedziałam,z e wtedy nowe siły przyjdą, nowa ja się odrodzi...
przyszło, dałam radę i razem z tym kolejne dwa piękne momenty.. na 38 km wsparcie, pojawia się przyjazna twarz która wierzy i pomaga, biegnie razem, motywuje po prostu jest, jest łatwiej, lżej, po ludzku milej..
meta... zawsze euforyczna radość, tym razem wpadam w ramiona stojącej tam dobroci... :-) dałam rade, może trochę, kilka minut poza planem, ale jest dobrze, jest spokój, radość, zadowolenie...

I już wiem, że pustelnikiem nie jestem, lubię bywać w pustelni, ale tylko czasem, tylko żeby usłyszeć swoje myśli, poukłada siebie na nowo...ale tak by żyć potrzebuje drugiej osoby, potrzebuję dzielić się swoim światem, tymi lepszymi i gorszymi momentami...

I znowu ten maraton jest kolejnym odkrywaniem siebie,tym razem, był zderzeniem tego, czego z siebie wypierałam... Nie da się uciec przed sobą, nie ma takiego miejsca, gdzie to pukanie nas nie znajdzie... a może tylko ja tam mam?
nie wiem

Sobota, niedziela, nowy tydzień, wiele dowodów sympatii, przyjaźni, dobry czas, gdy skrzydła rozkładają się do lotu.. wysoko dotknąć nieba..







2 komentarze:

  1. Czytam po raz kolejny i ciągle mi mało...
    Wracam do wcześniejszych wpisów a i tak nie mogę się nasycić...
    Chciałabym więcej i więcej...
    Więcej literek tak cudnie poukładanych i więcej zdjęć.
    Duuuuuużo więcej:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. :-) bardzo Ci dziękuję! wow...:-) to ja działam :-)

    OdpowiedzUsuń